opowiadanie: "Bagaż"

Fot. EM
       Nawet w tych koszmarnych ciemnościach nie odczuwała strachu. Ciemna głębia na próżno próbowała ją przerazić. Stała wyprostowana, ramiona wsparła na piersiach. Rozglądała się przelotnie badając przestrzeń w jakiej się znajduje. Jej wzrok sięgał długości palców u rąk i bezlitośnie ginął w mroku.
Straciła poczucie czasu. Nie pamiętała już kiedy i jak się tu znalazła. Wiedziała, że jedyne co powinna robić, to czekać.
-Jaki ma pani bagaż? – zadźwięczał donośny głos.
-Słucham?
Kobieta uniosła z zaciekawieniem brwi. Przymrużyła oczy i próbowała dostrzec zarys postaci, która się do niej zwróciła.
-Jaki ma pani bagaż?
Ukazał się niespodziewanie, niedaleko miejsca, w którym się znajdowała. Był to starszy mężczyzna. Na jego głowie spoczywał okrągły kapelusz, a na twarzy o widoczność konkurowały ze sobą zmarszczki i siwa broda. Wbił wzrok w kobietę i oczekiwał odpowiedzi.
-Czterdziestopięcioletni – odparła.
-Oho, słabiutko – prychnął.
Kobieta poczuła wypieki na twarzy i już chciała odgryźć się bezczelnemu jegomościowi, gdy ten począł mówić dalej:
-szanowna pani, jak się domyślam, była skłonna kupić już bilecik?
Po tych słowach zmierzył kobietę wzrokiem. Dostrzegł szarą kartkę papieru w jej dłoni i wyrwał ją bezwzględnie.
Zbadał szczegółowo każdy detal biletu i schował we wnętrzu materiału, którym się owinął. Prychnął ponownie wspominając odpowiedź rozmówczyni i szczerzył się szyderczo w jej stronę.
-Humor jeszcze dopisuje w takim wieku? – spróbowała się odgryźć. Lekko uniosła kąciki ust i przyglądała się mężczyźnie.
Zignorował zaczepkę. Kopnął bez wysiłku w jej walizkę i rzucił pytaniem:
- Kufer ważyć będzie tyle samo co jego właścicielka. Rozpakujemy go tutaj, bo taszczyć tego ciężaru nie będę.
Wzdrygnęła się lekko i na dźwięk słowa ciężar odruchowo zasłoniła się płaszczem.
Uklęknęła przy walizce. Wzięła głęboki wdech i zagryzła wargę.
-Mam wyciągnąć wszystko? – zapytała zaniepokojona.
-Nie, pokażesz mi tylko kolorowe majtki z okresu młodości i jesteśmy kwita – odburknął, po czym pochylił się nad nią. –Gdybym miał tak smęcić z każdym na temat jego gratów jak z tobą, to już bym wolał kulę w łeb. Otwieraj ten bajzel i zabieramy się do roboty – zagrzmiał.
Kobieta poczuła się zażenowana, ale wolała już ugryźć się w język aniżeli kolejny raz odczuć surowość starca.
Rozpięła delikatnie zamek walizki i zanurzyła dłoń w jej wnętrzu. Momentalnie ręka ugrzęzła w gęstej zawartości bagażu. Wyciągnęła na wierzch pstrokaty pojemnik z napisem dzieciństwo i podała go mężczyźnie.
-Na początek początek, hehe – wyszydził.
Otworzył zamaszyście wieczko pojemnika. Przyjrzał się wnętrzu i machnął ręką.
-Eee, śmierć członka rodziny i brak koleżków w szkole to błahostka. Każdemu się zdarzy. Tylko mazgaje by się rozkleiły.
Wyszydzone z cynizmem słowa energicznie wstrząsnęły kobietą. Nie pozwoliła dłużej z siebie kpić.
-Moja mama zmarła na raka piersi kiedy miałam jedenaście lat. Ojciec przez taką niespodziankę może albo pozostać ojcem, albo przejść fantastyczną metamorfozę i zasięgać porad u sprzedawczyni w monopolowym. Mój wizyty u swojej psycholog robił systematycznie. Kosztem tego były częste wyzwiska w szkole, sprzeczki, problemy wychowawcze. Miałam dwóch kumpli. Dzięki tym chłopakom nie zrobiłam się mazgajem… - urwała zdanie, zawahała się i nie chciała kontynuować dalej.
-Ojej, bidulka – westchnął sarkastycznie. –No, dobra, nim się tu wszyscy rozpłaczemy, podaj następne pudełko. Umieram z ciekawości.
Znużona spojrzała w jego kierunku. Wzrok utkwiła w podrażnionych dłoniach, gdzie w niektórych miejscach dostrzegła zaschniętą krew.
-Od wiosłowania. Nie gap się dłużej, bo nie daj bóg, się zarazisz. No, gdzie te pudło?
Odwróciła się. Sięgnęła ponownie w głąb bagażu.
W jej dłoni pojawił się okrągły pojemnik ze złotym napisem miłość. Czule pogładziła jego powierzchnię. Podała go mężczyźnie i wyczekiwała reakcji.
Na widok podpisu starzec wzdrygnął się teatralnie, co zaciekawiło kobietę. Postanowiła wcześniej, że nie będzie opryskliwie się odzywać, dlatego jedynie okazała uśmiech.
Mężczyzna pochylił się nad zawartością pudełka. Nieoczekiwanie poświęcił mu jeszcze krótszą chwilę niż pierwszemu pojemnikowi. Kobieta wstała raptownie. Na jej twarzy malowały się gniewne emocje.
-Następne! – odburknął.
-Że co? Już? Już poznałeś całą historię? Już znasz każdy szczegół, bohaterów, sytuacje?
-Nie wrzeszcz, kobieto!– rzucił w jej stronę i odwrócił głowę.
-Słucham? Jak dobrze mnie poinformowano, za pewien czas zostanę skierowana do odpowiedniego dla mnie miejsca, moja podróż... – urwała. - Jedna moja podróż dobiegła końca... Teraz pora na następną, ostateczną - poprawiła energicznie kosmyk włosów i oburzona mówiła dalej. -Nim to się stanie, rzetelna osoba powinna przejrzeć cały mój bagaż i przeprowadzić kontrolę. Wyczekiwałam pana, liczyłam na delikatność i empatię! Mam zdrowy słuch, klarownie docierają do mnie opryskliwe komentarze i docinki! Zaciskam pięści i hamuję się, żeby zaraz nie grzmotnąć pana w głowę. Dlatego…
-Nie musisz wcale…
-Nie przerywaj mi, starcze, nie waż się mi przerywać! Mam czterdzieści pięć lat. Pomogłam ojcu wyjść z depresji, rozkochałam w sobie wysokiego blondyna, urodziłam mu dwie dziewczynki – jej gniewny ton powoli ustępował opanowaniu. -Miałam problem z rzuceniem palenia i kłopoty w ugotowaniu makaronu z serem. Miałam wymarzonego psa i na tyle wiedzy, że projektowałam wysoko zaawansowane maszyny inżynieryjne. I pokonał mnie rak. Dostałam go w prezencie na czterdzieste trzecie urodziny. Walczyłam, bo mój charakter nigdy nie pozwoliłby mi ze spuszczoną głową zejść z ringu – przerwała.
Poczuła ciepłą łzę na policzku, którą szybko starła dłonią. Wbiła kciuk w skroń chcąc rozmasować cały ból jaki przyszedł wraz ze wspomnieniami.
-Mając dziesięć lat łakniesz wolności, zapachu dorosłości, snujesz plany na przyszłość beztrosko dreptając po kolorowym murku. Podróżujesz w nietuzinkowe miejsca, przepełnione fantazją, niezwykłością, magią. Mając czterdzieści pięć lat i leżąc w lepkiej od potu pościeli łakniesz już tylko wolności. Bo jest ci wstyd, że twoje urocze córeczki zamiast zapraszać cię na szkolne spektakle odwiedzają cię w szpitalnym pokoju. Bo masz już dość długich wizyt kontrolnych i jeszcze dłuższych rachunków za leki. Bo nie masz już sił, by żyć, więc chcesz być tylko wolnym – podniosła wzrok i beznamiętnie utkwiła go na jego twarzy. Nie czuła skruchy, żalu, nienawiści. Chciała, by poczuł choć ułamek ciężkości jej bagażu.
-Spakowałam tu wszystko. Włącznie ze znoszonymi butami i naszyjnikiem od męża. Nie wyobrażam sobie zostawić tego, jak to powiedziałeś, bajzlu gdzieś poza moim zasięgiem. Ten bagaż to moje życie. Podaruję ci przeglądanie całej jego zawartości, jeśli obiecasz, że ze szczególnymi pakunkami będziesz obchodził się należycie, z szacunkiem.
Zamilkła.
Nie spuściła z niego wzroku. Uparcie oczekiwała odpowiedzi.
-Przepraszam.
Nim zdążyła pojąć potęgę tego słowa, starzec kontynuował. Jego głos wyraźnie ucichł. Dopasował się do tonacji jej wypowiedzi. Pełen skruchy delikatnie wypełniał przestrzeń.
Opowiedział jej o swojej codziennej pracy, o tym jak bezczelnie żądał zapłaty za usługi, od których się nie wywiązywał i o bezwzględności, wściekłości jakie mu towarzyszyły. Przyznał z żalem, że była już kiedyś osoba, która wywinęła mu podobny numer i trochę go przekabaciła, ale ona jest kobietą, która jako jedyna otwarła mu oczy. Jego dotychczasowe sprawowanie było przepełnione surowością i okrucieństwem.
-Powinienem być wyrozumiały wobec innych. Nieważne, czy tylko pobieram opłaty za bilety, czy weryfikuję walizki. Powinienem być wyrozumiały…
Stali przez moment w milczeniu. Jakby zanurzyli się w zawartościach swoich życiowych bagaży i nie potrafili się z nich już wydostać.
Kalkulując swoje wyprawy, przeżycia, podróże powinniśmy szczególną troską otoczyć tych, którzy nam towarzyszyli. Ludzie spotkani na drodze są szczególnym elementem wędrówek. Dają możliwość zakosztowania nowości, przeżycia czegoś magicznego, pozwalają intensywniej żyć. Podróże uskrzydlają, poszerzając horyzonty przynoszą wielobarwne doświadczenia. Czasem zabierają na skraj stromej skały i pytają czy to ma sens. Niejednokrotnie brną z nami po najniebezpieczniejszych szlakach. Są ciepłem wschodzącego słońca, drobnym piaskiem na plecach i słodkimi pocałunkami. Podróże, w które zabieramy bagaże, drobnostki i niezbędności.
Przytłoczyło go jarzmo jej kosmetyczki na ukrywanie smutku i żalu oraz tajemna skrytka na wrażliwość i empatię. Po przeprowadzonej kontroli zawartości walizek pozostało im uścisnąć sobie dłonie i pożegnać się.
Zapięła starannie zamek. Wygładziła materiał płaszcza. Poprawiła kosmyk włosów.
-Kontrola zakończona – odparł z subtelnym uśmiechem. –Cóż, zostaje mi już tylko dostarczyć panią na miejsce. Gotowa?
Zapytał odwracając się ku niej.
-Jak pan myśli, gdzie się dostanę? – zagadnęła podając mężczyźnie dłoń.
-Powinni przydzielić pani wygodne miejsce. Wyprostuje sobie pani nogi, bez obaw – mrugnął do niej. – No, dobrze. Musimy już ruszać w podróż. Zmierzamy za mną, ja prowadzę!
Kobieta chwyciła walizkę i ruszyła w kierunku starca.
Z każdym kolejnym jej krokiem przestrzeń wypełniała coraz jaśniejsza barwa. Ciemność ustępowała jasności. Dotarli na miejsce, na brzeg szerokiej rzeki.
-Dalej już sobie popłyniemy – zagadał do kobiety i zaczął rozciągać ramiona.
-Nie mówiłam panu, ale nie potrafię pływać – odrzekła wstydliwie.
-Sądziłem, że do czterdziestopięcioletniego bagażu zmieściła pani kąpielówki. No cóż, popłyniemy łódką.


Komentarze

  1. Jestem pod wrażeniem! Ogólnie całego opowiadania, ale pierwszy akapit napisany jak wstęp do nowej książki King'a. Naprawdę wysoki poziom ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mi ogromnie miło! Fakt, że ktoś docenia to co tworzę jest niezwykle satysfakcjonujący. Do wczytania w następnym wpisie! :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga