sztuka: złoto pocałunku
![]() |
Fot. EM |
Wśród
tysiąca pocałunków, wtulonych twarzy, splecionych dłoni i muśnięć
w policzek można dostrzec tą piękną, wrażliwą miłość.
Mieści
się na parkowej ławce, w sali kinowej, przy sklepowej kasie i w
kubku porannej kawy. Przechodzimy obok niej, spoglądamy tęskno,
szukamy po omacku w ciemną noc. I chociaż pozwalamy myślą
zagłębić się w miłosne wspomnienia, to jednak nie na długo. Tak
jakby coś nas uporczywie trzymało przy sprawach przyziemnych,
materialnych. Uporczywie pcha nas do przodu, abyśmy byli w
nieustannym ruchu, z głową pełną myśli co dziś odgrzać
na obiad aniżeli z głową w chmurach.
A
właśnie do tego skłania nas obraz Gustava Klimta Pocałunek.
Żeby zatrzymać się na moment. Skupić wzrok na kochankach, których
artysta, zastygniętych w miłosnym geście, przedstawił specjalnie
dla nas.
Odwiedziłam
wiedeński Belweder kilka miesięcy temu. Urokowi Klimta uległam już
dawno. Jednakże, stojąc twarzą twarz z obrazem, o którym
myślałam, że wiem wszystko, doznałam lekkiego szoku. Wertowanie
książek o złotym
wieku
nijak ma się do bezpośredniego spotkania z jednym z ulubionych
dzieł malarskich. Zapraszam do mojej interpretacji dzieła.
Stojąc
przed obrazem Klimta rzuca się w oczy kolorystyka. Wielobarwność
dzieła przeplata się z ciepłym złotem, gdzieniegdzie ukazując
czarne fragmenty niewielkich prostokątów. I już na tym poziomie
jestem w stanie dostrzec zręczność Klimta. Artysta narzuca na
obraz płachtę składającą się z różnorakich kształtów.
Początkowo mogę uznać, że na kunsztownej barwie dzieła
niezwykłość Pocałunku
się kończy. Jednakże, Gustav Klimt nie poprzestaje na samej
wirtuozerii kolorów. Domyślam się, że to celowy zabieg. Z
początku jestem oniemiała barwą obrazu, dopiero później
dostrzegam parę kochanków, którzy gotowi są ulec tytułowemu
pocałunkowi. I już tym Klimt mnie zachwycił. Narzucił na kobietę
i mężczyznę niezwykle barwną płachtę, by chowając się pod
nią, mogli pogrążyć się w intymnym, lekko wstydliwym
uniesieniu.
Tworząc
Pocałunek
Klimt
posłużył się farbami olejnymi i drobnymi płatkami złota. Za
pomocą takiej techniki malarskiej przedstawił nie tylko miłosną
scenę rozgrywającą się na pstrokatej skarpie. Artysta ukrył
kilka symboli, które po dłuższej próbie odczytania obrazu stają
się pretekstem do snucia rozważań w wielu kontekstach.
Przyglądając
się geometrii kształtów, umieszczonych na szatach kochanków,
jestem w stanie dostrzec znaczące różnice. Istotną rolę grają
tutaj koła i prostokąty. Koło symbolizuje kobietę, pełnię,
harmonię, pierwiastek żeński, który stanowi dopełnienie w
naturze. Natomiast skłaniając się ku interpretacji prostokątów,
w moim odczuciu stanowią one subtelną aluzję do symbolu męskości,
siły, stanowczości. Pomimo znaczącej różnicy w charakteryzacji
szat postaci nie jestem w stanie dostrzec, która sylwetka dominuje.
Delikatnie odsłonięte ramię kobiety i jej omdlewająca głowa
podtrzymywane są przez męską dłoń, która wyraża troskę i
gotowość zapewnienia bezpieczeństwa. Spoglądając na męską
postać, której twarz skierowana jest ku kobiecie, również nie
sposób zauważyć aspektu dominującego. Mężczyzna niemal
całkowicie ulega partnerce, pozwalając również, aby ta zawiesiła
na jego szyi swoją dłoń. Mam więc przed sobą doskonały obraz
miłosnego uniesienia, które z taką dokładnością przedstawił
Klimt na płótnie o wymiarach 180 x 180cm.
Mam
wrażenie, że malarz zaprosił mnie do bycia świadkiem tego
niezwykłego dla niego wydarzenia, jakim jest pocałunek. I z
przekonaniem stwierdzam, że było to jedno z najwspanialszych
przeżyć w życiu. Wśród magii kolorów, skrytej symboliczności
gestów i kształtów każdy może dostrzec coś dla siebie. Ja wraz
ze wspomnieniem o Pocałunku
zatrzymam
na długo wspomnienie niezwykle wrażliwej miłości, którą
dostrzegłam na obrazie. Para kochanków, okryta złotymi płaszczami
młodzieńczego wstydu, zapomina o wszelkich troskach, problemach i
niedogodnościach. Według mnie, gdy przyjrzymy się bliżej,
zauważymy, że płótno kryje za sobą niezwykły przekaz. Pocałunek
stanowi dla mnie manifest wobec uczuć, emocji i potęgi miłości.
To ona jest w stanie rozjaśnić każdy najciemniejszy kąt na naszej
życiowej drodze. Bo nie wszystko złoto, co się świeci...
Na
co dzień nie skłaniamy się ku dłuższym dygresjom wobec miłości,
dopełnienia, złotego środka wobec związku dwojga ludzi. Po prostu
kochamy. I to jest w tym dobre. Ale... gdyby tak zatrzymać się,
spojrzeć na niektóre sytuacje z dystansu, ze spokojem. Poświęcić
pewnym sprawom więcej czasu. Poświęcić sobie i drugiemu
człowiekowi ten cenny czas. To trudne. Kiedy wszystko rwie i pędzi
do przodu. Może to właśnie dlatego kultura, prawdziwa potęga
świata sztuki odchodzi za ciemną kurtynę. Wśród myśli
błądzących wokół co
odgrzać na obiad
nie ma miejsca, by pomyśleć a
co o miłości sądzą malarze,
a tym bardziej, by zastanowić się co
o miłości sądzę ja.
Świetny wpis, dużo dużo refleksji...
OdpowiedzUsuńDziękuję za niego, lubię takie ;)
Pozdrawiam!
Serdecznie dziękuję za tak pozytywny komentarz. Tym bardziej się cieszę, bo tekst pozostawił po sobie kilka rozważań i refleksji... Pozdrawiam i do wczytania się we wspólnych tekstach!
UsuńPodoba mi się klimat Twojego bloga. Jest bardzo tajemniczo, refleksyjnie i lirycznie. A ten wpis tylko temu dowodzi. Super! :)
OdpowiedzUsuńTakie komentarze to lepka słodycz na moje serducho! Bardzo dziękuję i mam nadzieję, że następne wpisy również nie zawiodą... Pozdrawiam serdecznie!
Usuń